Pewnie zauważyliście, że od jakiegoś czasu posty pojawiają się rzadziej niż zwykle. Gdy byłam na macierzyńskim zamieszczałam trzy wpisy tygodniowo, gdy wróciłam do pracy starałam się zamieszczać dwa. Jednak od miesiąca pojawia się średnio jeden post w tygodniu. Po prostu doba jest dla mnie za krótka. Nie mam ani czasu, ani siły na pisanie :(
Mój dzień wygląda teraz tak:
6:00 – pobudka (jeśli sama zawożę Ufolinka do Klubiku to o 5:30)
6:00 – ogarniam siebie (prysznic, makijaż, suszenie włosów)
6:40 – pakuję jedzenie dla Ufolinka i dla siebie (przygotowuję wszystko dzień wcześniej wieczorem) oraz przygotowuję mu mleczko.
6:50 – budzę Ufolinka - na szczęście nie ma z tym problemu. Mały budzi się od razu uśmiechnięty i skory do zabawy :)
6:55 – Ufolinek pije mleczko, a ja go przytulam. To takie nasze krótkie chwile czułości przed dziewięciogodzinnym rozstaniem.
7:00 – myję Ufolinkowi buźkę, pupę, zmieniam pieluszkę i ubieram.
7:10 – Ufolinek rusza do zabawek, a ja w tym czasie ubieram się, myję butelkę po mleku i zazwyczaj gonię go po całym domu z syropem.
7:20 – Ufolinek jest ubierany do wyjścia i tutaj najczęściej mój nos wyczuwa zawartość pieluchy… Synek z powrotem ląduje na przewijaku. Muszę go rozebrać, umyć pupę pod bieżącą wodą, nasmarować i ubrać na nowo. Jakieś 10 minut w plecy.
7:30 – jak dobrze pójdzie wychodzimy. Synek daje buziaka, robi papa i odjeżdża z tatą do Klubu Malucha. Czasami odwożę go sama. Wówczas wychodzimy 10 minut wcześniej. Nie lubię tego, bo najnormalniej w świecie brakuje mi rąk. Na ramieniu mam dużą torebkę, na rękach Ufolinka, jego plecak i worek z moim jedzeniem do pracy. Jak pada deszcz to nie mam ręki żeby trzymać parasol.
8:00 – 16:00 – jestem w pracy.
16:30 – Ufolinka odbiera tata albo ja.
16:45 – odgrzewam obiad, który zwykle przygotowujemy w weekend. Gotuję makaron, kaszę, ryż lub ziemniaki. Jak jest tata Ufolinka to go przynajmniej zajmie, ale jak jesteśmy sami to Mały kręci mi się pod nogami, otwiera szuflady, zagląda do szafek i koniecznie chce już jeść to co dopiero zaczęło się gotować.
17:15 – jemy obiad.
17:30 – ogarniam kuchnię po obiedzie.
18:00 – siadam. Jestem tak zmęczona po całym dniu pracy, że najchętniej zawinęłabym się pod kołderkę z książką. Ale oczywiście spędzam tą godzinkę z synkiem. Tak naprawdę to jedyny czas w ciągu dnia kiedy mogę być tylko dla niego :(
19:00 – Ufolinek kąpie się w asyście taty, a ja w tym czasie sprzątam zabawki, przygotowuję mu rzeczy na następny dzień oraz mleczko.
19:15 – synek ląduje na przewijaku.
19:25 – pije mleczko w ramionach mamy :)
19:30 – leży już w łóżeczku, a ja ruszam do kuchni przygotować nam jedzenie na kolejny dzień.
20:00 – biorę prysznic.
20:30 – SIADAM. I nie mam już na nic siły… Nawet nie mam siły czytać książki. Zwykle oglądam serial i najpóźniej o 22 jestem już w łóżku. Przed snem zaglądam jeszcze do synka i chwilkę patrzę jak śpi.
6:40 – pakuję jedzenie dla Ufolinka i dla siebie (przygotowuję wszystko dzień wcześniej wieczorem) oraz przygotowuję mu mleczko.
6:50 – budzę Ufolinka - na szczęście nie ma z tym problemu. Mały budzi się od razu uśmiechnięty i skory do zabawy :)
6:55 – Ufolinek pije mleczko, a ja go przytulam. To takie nasze krótkie chwile czułości przed dziewięciogodzinnym rozstaniem.
7:00 – myję Ufolinkowi buźkę, pupę, zmieniam pieluszkę i ubieram.
7:10 – Ufolinek rusza do zabawek, a ja w tym czasie ubieram się, myję butelkę po mleku i zazwyczaj gonię go po całym domu z syropem.
7:20 – Ufolinek jest ubierany do wyjścia i tutaj najczęściej mój nos wyczuwa zawartość pieluchy… Synek z powrotem ląduje na przewijaku. Muszę go rozebrać, umyć pupę pod bieżącą wodą, nasmarować i ubrać na nowo. Jakieś 10 minut w plecy.
7:30 – jak dobrze pójdzie wychodzimy. Synek daje buziaka, robi papa i odjeżdża z tatą do Klubu Malucha. Czasami odwożę go sama. Wówczas wychodzimy 10 minut wcześniej. Nie lubię tego, bo najnormalniej w świecie brakuje mi rąk. Na ramieniu mam dużą torebkę, na rękach Ufolinka, jego plecak i worek z moim jedzeniem do pracy. Jak pada deszcz to nie mam ręki żeby trzymać parasol.
8:00 – 16:00 – jestem w pracy.
16:30 – Ufolinka odbiera tata albo ja.
16:45 – odgrzewam obiad, który zwykle przygotowujemy w weekend. Gotuję makaron, kaszę, ryż lub ziemniaki. Jak jest tata Ufolinka to go przynajmniej zajmie, ale jak jesteśmy sami to Mały kręci mi się pod nogami, otwiera szuflady, zagląda do szafek i koniecznie chce już jeść to co dopiero zaczęło się gotować.
17:15 – jemy obiad.
17:30 – ogarniam kuchnię po obiedzie.
18:00 – siadam. Jestem tak zmęczona po całym dniu pracy, że najchętniej zawinęłabym się pod kołderkę z książką. Ale oczywiście spędzam tą godzinkę z synkiem. Tak naprawdę to jedyny czas w ciągu dnia kiedy mogę być tylko dla niego :(
19:00 – Ufolinek kąpie się w asyście taty, a ja w tym czasie sprzątam zabawki, przygotowuję mu rzeczy na następny dzień oraz mleczko.
19:15 – synek ląduje na przewijaku.
19:25 – pije mleczko w ramionach mamy :)
19:30 – leży już w łóżeczku, a ja ruszam do kuchni przygotować nam jedzenie na kolejny dzień.
20:00 – biorę prysznic.
20:30 – SIADAM. I nie mam już na nic siły… Nawet nie mam siły czytać książki. Zwykle oglądam serial i najpóźniej o 22 jestem już w łóżku. Przed snem zaglądam jeszcze do synka i chwilkę patrzę jak śpi.
Sami widzicie jak jest. Dobrze, że są weekendy :) Wtedy zwykle udaje mi się skrobnąć coś na bloga :) Chociaż czasami i w weekend trudno. Bo trzeba posprzątać mieszkanie, ugotować obiady na cały tydzień, odwiedzić rodziców, znajomych. Na szczęście nie jestem z tym wszystkim sama, bo w końcu Ufolinek ma też tatę :) Coraz częściej myślę o samotnych matkach, które muszą sobie radzić ze wszystkim same. Podziwiam je i chylę czoła.
Jestem ciekawa jak przechowuje cie obiady jeśli gotuje je na cały tydzień, sama od niedawna jestem mamą i szukam każdego pomysłu by oszczędzić parę minut w ciągu dnia. ;)
OdpowiedzUsuńZwykle gotujemy jakieś dwa rodzaje mięsa w sosach lub jedno danie mięsne i zupę. Spokojnie stoją w lodówce te cztery dni. W piątek coś tam wymyślamy na szybko. Natomiast synek ma porcje pomrożone. Dzięki temu może jeść codziennie co innego. Zawsze jak gotujemy jakiś obiad to dwie porcje mu mrozimy. Mamy w zamrażalce całkiem pokaźny zapas obiadków dla niego :)
Usuńsłodko śpi, ja też zaglądam do synka zanim pójdę spać, pomimo, że jeszcze śpimy w jednym pokoju :)
OdpowiedzUsuńDzięki za pomysł z mrożeniem obiadków. My wprawdzie dopiero zaczniemy rozszerzać dietę ale dobrze wiedzieć na przyszłość.
Mrożenie - super sprawa. A ile miesięcy ma Twój Maluszek?
UsuńPogodzenie pracy zawodowej i wychowania dziecka jest skomplikowane. Podziwiam mamy pracujące, które potrafią skupić się na Twoich celach, niekoniecznie cały swój wolny i zawodowy czas spędzając na telefonie i kontrolująć czy maluszek ma się dobrze.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Bycie pracującą mama nie jest łatwe, głównie ze względu na to, że tak mało czasu można poświęcić dziecku. Dla mnie ideałem byłoby gdybym mogła pracować na pół etatu.
UsuńU mnie rozkłąd dnia wygląda bardzo podobnie. Brak czasu na cokolwiek. Ciężko w takim biegu dbać jeszcze o siebie i swój komfort psychiczny a do tego os wieje małżeństwo.. Ale mamy z mężem jeden sposób żeby mieć trochę radści. Raz w miesiącu Junior zostaje u rodziców a my idziemy na kolację. Zazwyczaj na tapecie jest amerykańska kuchnia i muszę przynać, że te wiczory bardzo dobrze nam służą :)
OdpowiedzUsuń