Od kiedy na świat przyszedł Ufolinek stałam się bardziej skłonna do wzruszeń. O ile na początku można to było zrzucić na szalejące hormony, to teraz nie mam pojęcia dlaczego tak jest.
Wzruszam się często, nierzadko z błahego powodu.
Oto przykłady:
- 10 minut po tym jak wróciliśmy z Ufolinkiem do domu ze szpitala wybuchnęłam płaczem. Nie wiem czy to wina hormonów czy po prostu spóźniona reakcja na stres. A może świadomość nieodwracalności tego co się stało, ciężar odpowiedzialności i uświadomienie sobie że już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Pewnie wszystko po trochu.
- Gdy tata Ufolinka wrócił po dwutygodniowym urlopie ojcowskim do pracy Małemu akurat zaczęły się kolki. Przez kilka dni nie mogłam go odłożyć nawet na chwilę, bo tylko w moich ramionach się uspokajał. Nie mogłam nic zjeść, umyć się, pójść do toalety. Codziennie rano żegnałam tatę Ufolinka ze łzami w oczach. Był przerażony. Chciało mi się płakać z bezsilności i poczucia ubezwłasnowolnienia. Na szczęście nie trwało to długo.
- Płaczę, gdy Ufolinek płacze z bólu. Nie mogę znieść myśli, że cierpi. Czuję namacalny ból gdzieś koło serca.
- Nie mogę też słuchać o krzywdzie innego dziecka (szczególnie niemowlaka), ani tym bardziej na nią patrzeć. Co ciekawe tata Ufolinka też tak ma.
- Na samą myśl, że synkowi mogłoby się coś stać paraliżuje mnie lęk, a łzy napływają do oczu.
- Podobnie dzieje się, gdy myślę o swojej śmierci w odniesieniu do tego, że Ufolinek zostałby bez mamy :(
- Chce mi się płakać na samą myśl, że już w sierpniu muszę wrócić do pracy, a mój chłopaczek wyląduje w Klubie Malucha wśród obcych ludzi. Gdy tylko o tym pomyślę mam kluchę w gardle...
- Wzruszam się na filmach, nawet reklamach gdy rodzi się dziecko...
- Oczywiście wzruszyłam się na pierwsze świadome "mama" :)
- Czasami wystarczy, że na niego patrzę jak śpi albo się bawi, a oczy same mi się pocą ;)
Czy Wy też tak macie???
Doskonale Cie rozumiem :-) Tez tak mam...
OdpowiedzUsuń